FILMY

„Doktor Strange” – recenzja filmu

doctorstrange0014Uniwersum Marvela rozrasta się uparcie i wciąż jest dominującą marką w świecie filmowych herosów. Spośród niezliczonych komiksowych historii producenci wydobywają kolejne wątki, czyniąc z nich osie nowych fabuł, a z ich postaci – obiekty zainteresowań milionów fanów. Nie zawsze ożywienie postaci rysowanych kreską na kartce papieru satysfakcjonuje wiernych czytelników. Nie zawsze też poziom realizacyjny produkcji spełnia oczekiwania widzów, żądnych filmowej rozrywki na poziomie wyższym niż przeciętny. Z pewnością jednak Doktor Strange będzie jednym z tych bohaterów Marvela, którzy otrzymali ciekawą fabułę, świetną oprawę wizualną i wyrazisty temat muzyczny. Natomiast powierzenie głównej roli w ręce (!) Benedicta Cumberbatcha było posunięciem ryzykownym, lecz – jak się okazało – bardzo udanym.

Jak na pierwszą część z serii przystało (a nie mamy przecież wątpliwości, że powstaną kolejne; co więcej – wiadomo już, że postać Doktora dołączy do zespołu Avengers), widzowie poznają najpierw charakter głównego bohatera oraz motywacje jego postępowania. Szybko dowiadujemy się więc, że Stephen Strange (Benedict Cumberbatch) jest wybitnym neurochirurgiem, któremu jednak – mówiąc delikatnie – brakuje pokory. Wypadek, któremu ulega, przekreśla jego karierę lekarską i odbiera jedyny sens życia. Poszukując wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, bohater odrzuca najbliższą mu osobę, Christine (Rachel McAdams), i wyrusza w podróż do Nepalu. Rzeczywistość, w której znajduje się Stephen, jest do tego momentu na wskroś realistyczna. Dzięki temu możemy poznać ludzkie oblicze bohatera – jego pasję, wielki talent, wiarę w potęgę (jego) rozumu i przekonanie o tym, że wszyscy powinni go podziwiać.

Równolegle do historii lekarza reżyser stopniowo rozwija wątek świata fantastycznego, w którym istnieje magia i związane z nią nadzieje oraz zagrożenia. Oto Kaecilius (Mads Mikkelsen), który do tej pory pobierał nauki od Przedwiecznej (Tilda Swinton), zawiedziony jej postawą, postanawia przejść na stronę potężnej i złej istoty o imieniu Dormammu i przyczynić się do wyzwolenia ludzkości z okowów czasu – co w naszym rozumieniu oznacza po prostu zagładę znanego nam świata.

Obie rzeczywistości – zwyczajna, ludzka i nadprzyrodzona, magiczna – zaczną się łączyć, gdy Stephen rozpocznie naukę posługiwania się pradawnymi zaklęciami. Jego motywacja – na początku egoistyczna – z czasem zacznie przeradzać się w poczucie obowiązku wobec ludzkości i zmieni nie tylko bieg wydarzeń, ale i charakter samego bohatera.

Trudna lekcja pokory, jaką przechodzi Stephen, pozwala mu wyzwolić w sobie moce, których istnieniu do tej pory zaprzeczał. Stopniowe poznawanie tajników magii, a jednocześnie powolna rezygnacja z własnego „ja” na rzecz ważniejszych wartości, zostały ujęte w swobodnej, humorystycznej konwencji, pozbawionej drastycznych zdarzeń czy gwałtownych zwrotów. Doktor Strange (uparcie akcentując swój „doktorski” przydomek, podobnie jak Jack Sparrow trzymał się swojego tytułu „kapitana”), jako uczeń jest nieposłuszny, popełnia wiele błędów i łamie mnóstwo zakazów. Ostatecznie jednak metafizyczna sfera jego osobowości stanie się gwarantem bezpieczeństwa naszego świata i jedyną bronią przeciwko potężnej istocie, która zagraża ludzkości. Dojrzewanie postaci do roli superbohatera pokazane zostało sprawnie i bez zbędnych wątków pobocznych. Twórcom udało się uwiarygodnić przemianę postaci w bardzo krótkim czasie, dzięki czemu przez dużą część filmu oglądamy już prawdziwego Doktora Strange, posiadającego niezwykłe moce i przejmującego w końcu inicjatywę w obliczu zagrożenia.

Kolejne konfrontacje z Kaeciliusem i jego pomocnikami oraz sceny prezentujące postać Dormammu dały szansę twórcom na przygotowanie wizualnej uczty. „Składające się” budynki i ulice – choć na początku przywołują skojarzenia z sennych projekcji z Incepcji – szybko zyskują swój specyficzny charakter i wypierają z wyobraźni obrazy stworzone przez Nolana. Świetlne efekty, towarzyszące przenoszeniu się magów w przestrzeni oraz walce i czarom, tworzą w kadrach piękne wielobarwne kompozycje. Dodajmy do tego ciemny strój i czerwony płaszcz Doktora oraz kostiumy pozostałych bohaterów – a estetyka filmu zyskuje najwyższą próbę.

Benedict Cumberbatch uczynił ze swojej postaci wiarygodnego bohatera. Pokazał jego geniusz, ale też pychę, która wynika z lęku przed porażką. Jednocześnie nadał mu przyjemną fizjonomię i smukłą sylwetkę intelektualisty (a nie kulturysty), zaś charakter – zgodnie z pierwowzorem – opatrzył humorem i ujmującym urokiem. Doktor Strange jest z jednej strony bardzo ludzki, a z drugiej – łatwo przekonuje nas do swoich nadzwyczajnych mocy. Na szczęście aktor zrezygnował z teatralizacji postaci, przed czym nie ustrzegł się przy roli Khana (Star Trek. W ciemność). Na próżno również będziemy szukać rysów twarzy Sherlocka Holmesa, choć – śmiem przypuszczać, że celowo – przynajmniej dwie sceny nawiązują bezpośrednio do postaci detektywa.

Cechą typową dla filmowych produkcji Marvela jest charakterystyczny motyw muzyczny, rozpoznawalny już po pierwszych taktach. Dzieje się tak również w tym przypadku. Michael Giacchino wkroczył do świata komiksów tuż po tym, jak powrócił z podróży W nieznane (Star Trek). Słychać to wyraźnie zarówno w głównym temacie, jak i w jego rozwinięciach. Nie szkodzi to jednak ani ścieżce dźwiękowej słuchanej niezależnie od obrazu, ani muzyce wybrzmiewającej z ekranu. Kompozycje są wyraziste i budują napięcie tam, gdzie powinny, zaś tam, gdzie potrzebna jest subtelna ilustracja, stają się wyciszone i liryczne.

W kontekście filmów kręconych na podstawie marvelowskich komiksów utarło się następujące powiedzenie, które krąży ostatnio po sieci: „Prawdziwy fan Marvela zostaje do końca napisów końcowych”. I tym razem zasada ta ponownie znajduje zastosowanie. Zatem, pamiętając o niej, bawcie się dobrze aż do samego końca!

Tymczasem niniejszym ogłaszam, że Doktor Strange zdetronizował Thora, syna Odyna, dotychczasowego lidera na mojej prywatnej liście superbohaterów Marvela. Chyba dojrzałam do postaci o mniejszej masie mięśniowej, za to z większym potencjałem intelektualnym. Wybaczcie, ale wiek robi swoje…

Ocena: 8/10

_____________________________________

Instagram: @klubfilmowy
Twitter: @klubfilmowy
Pinterest: Klub Filmowy Obraz i Dźwięk
_____________________________________

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *