FILMY

Niemy „Zaginiony świat” ze współczesną oprawą muzyczną

Spotkałam się ostatnio z bardzo oryginalnym przejawem kinomanii. Otóż pewien zespół noszący nazwę „Niemy Movie” zajmuje się komponowaniem muzyki oraz prezentowaniem jej na żywo podczas projekcji filmów sprzed epoki dźwięku. Ścieżce muzycznej towarzyszą również efekty dźwiękowe i tekst czytany przez lektora, będący swobodnym odpowiednikiem dialogów, jakie mogłyby towarzyszyć scenom. 

Zespół tworzy pięciu artystów: Kuba Bruszewski, Jan Jędrzejczyk, Wojciech Błażejczyk, Maciej Zych oraz lektor Grzegorz Drojewski. Panowie schowani są za ekranem, zatem widzowie skupieni są wyłącznie na obrazie. Idea, jaką można odkryć w działaniach grupy, jest szczytna: upowszechnianie filmów niemych w społeczeństwie, które zapomniało już, jakie są źródła współczesnego kina. I tworzenie naprawdę dobrej muzyki. Brawo panowie!

Zachęcona ostatnim seansem z muzyką „Niemy Movie” w tle do filmu Znak Zorro z 1920 roku, wybrałam się na projekcję obrazu Zaginiony świat z 1925 roku. Okoliczności tego wieczoru były takie same jak w zeszłym roku: Sala Mała Dworu Artusa w Toruniu, duży ekran, zespół ukryty w sąsiednim pomieszczeniu, czarno-biały niemy obraz, świetna muzyka i lektor. 
Wszystko wydawało się sprzyjać atmosferze filmowej uczty. Nie przeszkadzała ani słaba jakość obrazu (zrozumiała ze względu na datę nagrania – co było nawet zaletą seansu), ani prymitywne dziś efekty specjalne (w końcu były to początki kina w ogóle). Problem tkwił jednak w dwóch kwestiach.
Po pierwsze, rewelacyjne kompozycje, które wykonywane były z wielkim zapałem i wyraźnie zdradzały talent muzyczny członków zespołu, nie współgrały z obrazem. Muzyka często wykraczała poza scenę, nie pasowała do kolejnej sekwencji filmu, więc widz miał wrażenie, że jest ona po prostu niedopasowana. Trudno było również wydobyć temat przewodni ścieżki. Muzyka płynęła jednym kanałem, obraz drugim i niestety nie czuło się tego związku między dźwiękiem i obrazem, który jest tak istotny w percepcji dzieła filmowego. Pojawia się pytanie: co było intencją zespołu – napisanie ścieżki dźwiękowej do filmu czy zabawienie się (i przy okazji widzów) swobodną wariacją melodyczną do niemych kadrów? W przypadku pierwszym tym razem pomysł się nie powiódł. W przypadku drugim – wariacja owszem, była, ale czy trafiona? Mam wątpliwości…
Drugim składnikiem projekcji, który uważam za nieudany, jest wprowadzenie dość swobodnych dialogów czytanych przez lektora. Podczas gdy w przypadku Znaku Zorro dowcipne riposty czy komiczne aluzje do współczesności współgrały z komediowym charakterem filmu, tym razem nie zdały one egzaminu. Konwencja filmu fantasy z 1. połowy XX wieku – jakkolwiek komiczna dziś by się nie wydawała – łączyła w sobie elementy dramatu, grozy i niepokoju. Nie była ona pozbawiona momentów komicznych czy bardziej swobodnych, ale przeważał w niej nastrój poważny, był to film „na serio”. Mimo to autorzy wieczoru postanowili rozbawić publiczność tekstami typu:
Mężczyzna do młodej kobiety: „Nigdy nie miałem do czynienia z dziewicą”.
Kobieta do mężczyzny: „Ja też nie”.
Dodam, że sytuacja na ekranie wyraźnie zaprzeczała temu, co właśnie usłyszeliśmy.
W konwencji komediowej czy groteskowej obecność takiego tekstu miałaby swoje uzasadnienie. Tym razem jednak odniosłam wrażenie, że humor jest tu konstruowany na siłę i niekiedy nawet stawał się on niesmaczny. Irytowało mnie również to, że jeden z bohaterów – głosem lektora – wydawał dźwięki przypominające brzmieniem język chiński. Nie wiem, jaki to miało związek z treścią filmu, a tym bardziej – jaką wartość wnosiło do odbioru filmu. Jeżeli miało to podnieść walory humorystyczne seansu, to znowu wysiłek ten nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.
Jeżeli „Niemy Movie” po raz kolejny przyjedzie do Dworu Artusa, z pewnością wybiorę się na seans z udziałem zespołu. Mam jednak nadzieję, że członkowie grupy odpowiedzą sobie na pytanie, co jest celem ich działalności. Jeśli jest nim parodiowanie kina niemego, to niech będzie to parodia w każdym calu. Jeśli natomiast chodzi im o stworzenie prawdziwej ścieżki dźwiękowej i udźwiękowienie dialogów, to niech szacunek do starego dzieła filmowego będzie wyraźniej widoczny, muzyka niech współgra z charakterem scen, a konwencje artystyczne niech będą ściślej przestrzegane. Wtedy wybiorę się na pewno i na czwarty, i na dziesiąty seans. I może nawet kupię płytę z muzyką do któregoś z filmów w wykonaniu „Niemy Movie”, bo naprawdę jest dobra!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *