FESTIWALE,  FILMY,  Transatlantyk

OBEJRZANE NA TRANSATLANTYK FESTIVAL 2019 (CZ. 1)

9. edycja Transatlantyk Festival w Łodzi właśnie przekroczyła półmetek. Warto więc podsumować to, co do tej pory można było zobaczyć na festiwalowych ekranach.

Znajdę cię (reż. Marthy Coolidge)

To film, który został zaprezentowany podczas Gali Otwarcia. Obecność tego tytułu w tak ważnym punkcie, jakim jest początek festiwalu, z jednej strony nie mógł dziwić. Zdjęcia kręcone były między innymi w Łodzi, zaś muzykę skomponował nie kto inny, jak Jan A.P. Kaczmarek. Z drugiej strony – wartość artystyczna filmu pozostawia wiele do życzenia i ośmielę się stwierdzić, że nie powinien on się w ogóle znaleźć w programie Transatlantyku. [RECENZJA]

Wędrująca dziewczyna (reż. Rubén Mendoza)

Film jest subtelnym portretem relacji między przyrodnimi siostrami, które poznają się po śmierci ich ojca. Refleksyjne kino drogi łączy się tu z motywem tęsknoty, żałoby i dorastania. Na ekranie dominuje kobiecość – w cielesnej, emocjonalnej i zmysłowej postaci. Swoją siłę zaś obraz czerpie głównie z kreacji najmłodszej aktorki, która w długich ujęciach skupia na sobie uwagę nie tylko trzech starszych sióstr, ale także widza. Kolumbijsko-francuski film pokazany został w sekcji Nowe Kino.

Baby Driver (reż. Edward Wright) 

Mógłby to być tylko zręcznie napisany i świetnie zagrany film sensacyjny. Jest jednak czymś więcej, bo swój sukces zawdzięcza wyjątkowej ścieżce dźwiękowej, która wrasta w strukturę filmu, łącząc się z każdym ruchem kamery i z zachowaniem postaci; stanowi ona tkankę, będącą „silnikiem” akcji. Film z 2018 roku pokazywany był w Łodzi w sekcji Polówka: Kosmos. [RECENZJA]

Angelo (reż. Markus Schleinzer) 

W swojej wymowie film jest oskarżeniem skierowanym przeciwko cywilizacji europejskiej, która w erze kolonializmu uzurpowała sobie prawo do dominacji nad nowo poznanymi terenami i nad wszystkim, co na nich istniało – łącznie z ludźmi, traktowanymi albo jak „materiał” do uczłowieczenia, albo jak eksponaty muzealne (w dosłownym znaczeniu). Taki właśnie los spotyka tytułowego bohatera, który wyrwany ze „złej Afryki” i przygarnięty przez hrabinę, uczy się języka i manier. I choć pozornie niczego mu nie brakuje, do końca życia, a nawet po śmierci, traktowany jest jako istota gorszego gatunku. Film Schleinzera, wyświetlany w sekcji Nowe Kino, nie wnosi niczego nowego do tematu, jednak ujmuje warstwą wizualną, a krytyczna ocena Europejczyków jest dobitna i niepozbawiona groteski.

Kochać naprawdę (reż. Claire Burger)

W warstwie fabularnej film przypomina inny, również francusko-belgijski dramat, otwierający zeszłoroczną edycję festiwalu Transatlantyk. Nasze zmagania Guillaume’a Seneza [RECENZJA] jest jednak bardziej spójny i wyrazisty, a dzięki roli Romaina Durisa pozostaje w pamięci. Kochać naprawdę nie ma ani tej spójności, ani żadnej postaci, którą moglibyśmy obdarzyć sympatią. Nawet opuszczony mąż i ojciec wydaje się być mało przyjemną osobą, zaś wątki związane z córkami są nieproporcjonalnie rozwinięte i niepotrzebnie udziwnione. /sekcja Nowe Kino/

Głos Pana (reż. György Pálfi)

To swobodna adaptacja powieści Stanisława Lema. Filmowa wersja, podobnie jak materiał literacki, zaskakuje oryginalną konstrukcją wydarzeń i umiejętnym wykorzystaniem elementów, jakie daje twórcom gatunek science-fiction. Węgierski reżyser nie posługuje się jednak widowiskowymi efektami. Zachowuje właściwą Lemowi powściągliwość, skupiając się na podstawowym pytaniu o źródła istnienia świata i człowieka. Robi to w tak ciekawy i chwilami zabawny sposób, że kwestie filozoficzne, tak przecież trudne i zagmatwane, są dla widza fascynujące. Film pokazywany był w sekcji Nowe Kino.

Złodziejaszki (reż. Hirokazu Koreeda)

To film, który wywołuje lawinę myśli, niemożliwą do ogarnięcia. Nie powiem nic więcej, poza tym, że japoński dramat, nagrodzony Złotą Palmą w 2017 roku i nominowany do Oscara, trzeba zobaczyć, by móc doświadczyć kina wybitnego. /sekcja Sezon/

Magiczne noce (reż. Paolo Virzí) 

Przypominają one trochę Śmietankę towarzyską Woody’ego Allena [RECENZJA]. Film włoskiego reżysera jest jednak o niebo lepszy od przegadanej i płytkiej, choć wizualnie uroczej  hollywoodzkiej produkcji. Troje głównych bohaterów to początkujący scenarzyści, którzy wpadają w wir włoskiego przemysłu filmowego z lat 90-tych minionego wieku. Wielkie marzenia podtrzymywane przez obietnice i zapewnienia „wpływowych ludzi z branży” zamieniają się stopniowo w ruinę. Film Virzí’ego nie jest jednak dramatem, lecz błyskotliwą komedią – lekką, zbudowaną na wartkich i zabawnych dialogach i opartą na strukturze kryminału. Pełno tu autoironii, satyry i pobłażliwej krytyki wobec zastanego środowiska uznanych, lecz starych twórców, którzy niczego nowego nie potrafią już stworzyć. Okazuje się, że najlepszą radę młodym pisarzom daje dociekliwy inspektor policji, którego słowa stają się jakby puentą, skierowaną również do współczesnych filmowców. Film pokazywany był w sekcji Nowe Kino.

Jak pies z kotem (reż. Janusz Kondratiuk)

Był jednym z najlepszych filmów pokazanych na festiwalu Tofifest w Toruniu w 2018 roku, zaś teraz został zaprezentowany w Łodzi w sekcji Polówka: Kosmos. Mający w sobie coś z Nietykalnych Oliviera Nakache i Erica Toledano, film Kondratiuka mówi tak naprawdę więcej o radości życia niż o przemijaniu. A popis aktorskiego kwartetu budzi prawdziwy zachwyt. [RECENZJA]

CDN.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *