FESTIWALE,  FILMY,  Transatlantyk

OBEJRZANE NA TRANSATLANTYK FESTIVAL 2019 (CZ. 2)

Tam gdzieś musi być niebo (reż. Elia Suleiman)

Reżyser poszukuje nieba w otaczającym go świecie. Oczami wnikliwego obserwatora patrzy na miejsca i ludzi, zatrzymuje się na ulicach i w milczeniu rejestruje scenki z życia, które zaskakują, bawią albo wzruszają. Raz jest to spacer Palestynki z naczyniem na wodę, kiedy indziej rywalizacja o krzesełka przy jednej z paryskich fontann czy monolog nowojorskiego producenta filmowego. Elia Suleiman uczy nas, że w codzienności można odnaleźć niebo. Dla niego ma ono jednak zawsze smak ojczyzny. I ten wątek, choć bardzo subtelny, jest moim zdaniem kluczowy dla dzieła Suleimana.

Równiny (reż. Jenna Cato Bass)

To opowieść o trzech kobietach, których losy splatają się w wyniku dramatycznych zdarzeń. Śledzenie drogi, jaką prowadzone się poszczególne wątki, może być dla widza intrygujące, tym bardziej, że scenariusz korzysta z elementów konwencji kryminału. Coś jednak sprawia, że w trakcie seansu nie czułam się komfortowo. Może było tak właśnie przez historie kobiet – surowe i odkrywające tragizm jednostki, która musi walczyć o wolność, miłość i szacunek. A może chwilami niespójna narracja, być może zamierzona. Co jednak zwróciło moją uwagę, to rola głównej bohaterki, odtwarzana przez Nicole Fortuin, aktorkę obdarzoną szczególną charyzmą.

Bóg fortepianu (reż. Itay Tal)

W opisie filmu czytamy, że jest to „przypowieść o cenie ambicji i zaborczości sztuki”. W tym izraelskim dramacie kwestia ambicji rzeczywiście pokazana została w wyrazisty sposób. „Zaborczość sztuki” to jednak określenie w tym przypadku nie do końca uzasadnione. Zaborcza nie jest tu sztuka, lecz ludzie, którzy w imię źle pojmowanego dobra i piękna poświęcają swoje sumienie, relacje z najbliższymi, a nawet życie ludzi obcych, aby tylko osiągnąć cel. Poza tym film Itaya Tala nie jest alegorią, tylko dosłowną historią o kobiecie, która pragnie, aby jej syn w przyszłości został sławnym pianistą. Cena, jaką płaci rodzina i inni ludzie, nie jest ceną, jaką wyznacza „bóg fortepianu”. To koszt, na jaki decyduje się sama kobieta na samym początku filmu. Desperackie zachowanie matki jest jednak słabo uzasadnione w filmie. Właściwie każdy z bohaterów obdarzony został przez twórcę skromnym rysem psychologicznym, co sprawia, że postępowanie postaci wydaje się albo słabo umotywowane, albo niezrozumiałe i przesadzone. Bóg fortepianu, bóg muzyki, czy w ogóle bóg sztuki jest wymagający, żąda całkowitego oddania i poświęcenia, jednak aby historia pokazana w filmie była autentyczna i poruszająca, trzeba by posłużyć się bardziej przekonującymi argumentami. /sekcja Nowe Kino/

Tel Awiw w ogniu (reż. Sameh Zoabi) 

To komedia, w której obserwujemy proces tworzenia opery mydlanej w realiach konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Śmiejemy się z perypetii, jakie spotykają nieporadnego konsultanta na planie filmowym, który niespodziewanie zostaje głównym scenarzystą popularnego serialu. Jego relacje z producentami oraz z pewnym strażnikiem z punktu kontrolnego na granicy między Izraelem a Palestyną przynoszą całą serię zabawnych sytuacji. Po seansie wychodzimy rozbawieni, ale dobry nastrój mija w chwili, w której uświadamiamy sobie, że pod warstwą komizmu kryje się bolesna prawda o konflikcie, którego rozwiązanie wydaje się nie istnieć. /sekcja Nowe Kino/

Córka trenera (reż. Łukasz Grzegorzek) 

Jacek Braciak w roli ojca i surowego trenera bardzo mi się spodobał. Relacja z córką i z młodym sportowcem pokazuje, jak wiele poświęca bohater, aby młodzi odnieśli sukces jako teniści. Niepostrzeżenie jednak sens pracy mężczyzny staje pod znakiem zapytania. Komu bardziej zależy na podium? Historia jest bardzo prosta i kameralna, ale właśnie dzięki tej prostocie staje się ona naturalna i autentyczna. Ujęły mnie też role młodych aktorów – Karoliny Bruchnickiej i Bartłomieja Kowalskiego. Po Kamperze to drugi, moim zdaniem bardzo dobry film Łukasza Grzegorzka. /sekcja Sezon/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *