FILMY,  NETFLIX

SPIDER-MAN: DALEKO OD DOMU Jona Wattsa (spoilery)

Po emocjonalnym i wizualnym Armagedonie w Wojnie bez granic oraz po równie przejmującym Końcu gry Marvel pozwolił nam nieco odetchnąć i na zamknięcie trzeciej fazy MCU zaproponował widowiskową puentę z udziałem najmłodszego Avengera.

Spider-Man: Far From Home nie mógł i raczej nie miał prześcignąć ostatnich tytułów ani w warstwie dramaturgicznej, ani technicznej, a już na pewno nie w warstwie fabularnej. Apogeum tragedii i najwyższy poziom zdezorientowania widza twórcy osiągnęli w Infinity War, zaś jakość efektów gwarantuje już samo logo Marvela. Kevin Feige i Louis D’Esposito przyzwyczaili nas do określonego charakteru kinowej zabawy – i jako producenci rzadko zawodzą (o ile w ogóle tak się dzieje). Idąc na kolejną premierę z udziałem komiksowego bohatera z universum Stana Lee, po prostu wiemy, że będziemy się dobrze bawić.

Daleko od domu z założenia jest jednak filmem o tyle szczególnym, że łącząc wszystkie zalety kina superbohaterskiego, stawia jednocześnie kropkę na końcu pewnego planu produkcyjnego i wycisza nieco emocje (choć – jak się okazuje – niezupełnie).

Zgodnie z moimi oczekiwaniami, Far From Home porywa tempem i zwrotami akcji, zapiera dech wizualną i dźwiękową oprawą (łącznie z naprawdę dobrą muzyką Michaela Giacchino) i odpowiada na kilka pytań, które tliły się w głowach widzów po ostatnich przygodach Avengersów. Już to wystarczyłoby mi, aby wyjść z kina z satysfakcją.

Ale na tym nie koniec.

Uwaga, spoilery!

Wycieczka po Europie wraz z przyjaciółmi z klasy okazuje się być również świetną okazją do rozwinięcia postaci Petera Parkera. Rozterki bohatera są tutaj autentyczne. Przejmujące były sceny, w których chłopak o twarzy niewinnego dziecka i z marzeniami zwykłego nastolatka mierzy się z poczuciem obowiązku i oczekiwaniami świata (czy raczej Nicka Fury’ego, co na jedno wychodzi). Na dodatek czuje ciężar pokładanej w nim nadziei ze strony swojego mentora Tony’ego Starka, który wciąż – na swój sposób – jest obecny w życiu Petera (E.ven D.ead I.’m T.he H.ero). Tom Holland jako Spider-Man nie tylko fantastycznie się porusza (lekcje tańca sprzed lat bardzo się mu w tej roli przydały), ale potrafi też wyrazić złożoność postaci. Umie rozbawić widza swoją bezradnością i naiwnością (w filmie jest wyjątkowo dużo okazji do śmiechu), za chwilę z rozczulającą prostotą przekonuje wszystkich o tym, że nie jest gotowy do przyjęcia roli superbohatera, by ostatecznie wziąć na siebie odpowiedzialność i jak doświadczony Avenger walczyć z siłami zła reprezentowanymi przez fałszywego sprzymierzeńca (Jake Gyllenhaal na pewno nie sieje takiego zniszczenia jak Thanos, ale „w złym mu do twarzy”).

A genialna scena, w której Parker projektuje strój Pająka, by stoczyć ostateczną bitwę z przeciwnikiem, nie pozostawia wątpliwości, kto zajmie miejsce Iron Mana.

I tak historia zatacza koło. Tony Stark, który stał się Iron Manem w 2008 roku, może być dziś spokojny o swoje dziedzictwo, gdyż powierza je godnemu następcy, świadomemu swoich mocy, ale i znającemu swoje ograniczenia. Napisy końcowe witamy więc z ulgą. W świecie znowu nastała równowaga, Peter Parker zdobywa wreszcie dziewczynę, a ciocia May i Happy tworzą uroczą, choć nieco dziwną parę. Rozbawiony widz, zadowolony z przebiegu zdarzeń, jak przystało na fana Marvela czeka na krótkie sceny po napisach. O ile ta druga, choć dowcipna, niewiele zmienia w spojrzeniu na losy bohaterów, o tyle pierwsza rujnuje cały spokój, z jakim mieliśmy nadzieję wyjść z kina.

Zamiast kropki w finale otrzymujemy wielokropek, a materiał z wiadomości, który ogląda cały Nowy Jork, kładzie się cieniem na dalszych losach Spider-Mana. Pokrzepiające jest to, że scenarzyści zapewne mają już opracowaną koncepcję, zgodnie z którą Peter Parker odzyska dobre imię i poradzi sobie z oskarżeniem rzuconym zza grobu przez Mysterio. Przynajmniej mam taką nadzieję. Przecież w MCU bohaterowie nie mają prawa zaznać odpoczynku!

Czekam więc na kolejne spotkanie z przyjaznym Pająkiem z sąsiedztwa i liczę na na to, że czwarta faza MCU przyniesie kolejne zaskoczenia i jeszcze intensywniejsze emocje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *