MUZYKA FILMOWA,  Recenzje muzyki filmowej

„Jackie” – recenzja muzyki Mici Levi

Świetnie zrealizowany film Pabla Larraina Jackie wart jest obejrzenia przede wszystkim dla Natalie Portman. Aktorka w każdym calu upodobniła się do głównej bohaterki – podobnie jak ona wygląda, porusza się i mówi. Nieustannie znajduje się w centrum uwagi, balansując pomiędzy odległymi stanami emocjonalnymi – od przerażenia i zagubienia po determinację i bunt. Wszystkie środki filmowe, jakie miał do dyspozycji reżyser, skupiają uwagę widza właśnie na osobie Pierwszej Damy. Montaż wprowadza do głównej linii czasu (którą stanowi wywiad przeprowadzony tydzień po zamachu) retrospekcje, które budują profil psychologiczny postaci Jackie. Zbliżenia kamery pozwalają nam dokładnie poznać odmienne oblicza tej samej kobiety i wydobyć z nich istotę jej osobowości. Scenografia i kostiumy urealniają jej postać, zaś muzyka… miała uwidocznić emocje bohaterki i wypływać niejako z jej charakteru. Czy jednak Mica Levi uzyskała zamierzony efekt? I czy nominacja do Oscara (czwarta w historii przyznana w tej kategorii kobiecie) jest zasłużona?

Mica Levi (znana również pod pseudonimem Micachu) to artystka mająca klasyczne wykształcenie muzyczne (Purcell School, Guildhall School of Music and Drama). Jest piosenkarką, autorką tekstów i kompozytorką. Pierwsza napisana przez nią ścieżka dźwiękowa do filmu Pod skórą (2013) w reż. Jonathana Glazera była nominowana do nagrody BAFTA, zaś sama autorka zdobyła za nią Europejską Nagrodę Filmową dla najlepszego kompozytora roku. Drugie spotkanie artystki ze światem kina (Jackie) zaowocowało kolejną nominacją do nagrody Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych oraz pierwszą nominacją do Oscara.

Uznanie, z jakim spotyka się ta ścieżka dźwiękowa, budzi we mnie jednak pewne wątpliwości. Muzyka w filmie Pabla Larraina jest rzadkim gościem. Nie jest to bynajmniej zarzut – drugoplanowa rola melodii wynika z przesunięcia wszystkich akcentów na rzecz doskonałej gry aktorskiej. Najkrótsza nawet kompozycja do filmu, wybrzmiewająca w tle, może wzruszyć, zachwycić czy zadziwić, pod warunkiem, że zwróci na siebie uwagę. W filmie Jackie tak jednak się nie dzieje. W albumie znajdziemy zaledwie 34 minuty muzyki, która – choć odpowiada nastrojom rysowanym na ekranie – nie jest w stanie wyjść poza schemat przeciętnej kompozycji ilustracyjnej. Jest ona monotonna i… mało ciekawa.

Intro oparte zostało na płynnych, wydłużonych przejściach od jednego dźwięku do drugiego (glissando), w przeważającej części w tonacji opadającej, co sprzyja budowaniu przygnębiającego nastroju. Motyw ten – dokładnie w tej samej postaci – powtarza się w połowie albumu, w utworze Lee Harvey Oswald. Powielanie taktów w melodii Children czy Autopsy wzmacnia wrażenie jednostajności, zaś krótkie, nierozwinięte tematy Car, Tears czy Decision Made prowokują pytanie, czy sceny, które zostały zilustrowane za pomocą tych kilkudziesięciosekundowych kompozycji, w ogóle potrzebowały muzyki… Jedynym momentem, w którym ścieżka dźwiękowa nieco się ożywia, są napisy końcowe (The End).

Rozumiem, że muzyka w tym obrazie nie mogła dominować nawet w najbardziej emocjonalnych scenach. Nie oznacza to jednak, że musiała być tak bezbarwna. Skoro reżyser pozwala nam oglądać Jackie w skrajnych stanach psychicznych (zachwyt podczas koncertu w Białym Domu, rozpacz i zagubienie tuż po zamachu czy determinacja w trakcie planowania pogrzebu), to od muzyki oczekiwałabym równie skrajnych nastrojów. Czuję niedosyt tym bardziej, że choć przed kamerą Natalie Portman odgrywa wciąż inne emocje, wręcz zmienia się z chwili na chwilę, to w tle słyszymy te same dźwięki, te same instrumenty, to samo wolne, nieznośnie monotonne tempo… I choć film Pabla Larraina jako autonomiczne dzieło oceniam bardzo wysoko, to pracę kompozytorki i decyzje reżysera co do charakteru muzyki muszę uznać za niezadowalające.

(Tekst pojawił się również na stronie www.soundtracks.pl.)

_____________________________________

Instagram: @klubfilmowy
Twitter: @klubfilmowy
Pinterest: Klub Filmowy Obraz i Dźwięk
_____________________________________

Jeden komentarz

  • Iza

    Warte docenienia są sceny płaczu odegrane bardzo realistycznie przez Natalie Portman. Pomiędzy oczywiste łkanie umiejętnie wplotła m.in. trudności ze zrobieniem zwykłego wdechu, pokazała szeroki wachlarz paralingwistycznych zdolności. Sceny te były dopracowane w detalach z korzyścią dla wiarygodności postaci. Muzyka zaś zupełnie nie zapadła mi w pamięć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *