MUZYKA FILMOWA,  Recenzje muzyki filmowej

ZNACHOR | O MUZYCE PAWŁA LUCEWICZA

Na album z muzyką Pawła Lucewicza ze Znachora czekałam od przedpremierowego pokazu w Kinie CAMERIMAGE. Już po kilkunastu minutach oglądania filmu Michała Gazdy byłam pewna przynajmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze – że o nowej adaptacji powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza będzie się mówić dużo dobrego. Po drugie – że kompozytor otworzył przede mną bramę do pięknego świata dźwięków, do którego będę wracać jeszcze długo po seansie.

Uroda muzyki Pawła Lucewicza jest zniewalająca. Wzrusza pięknem melodii i harmonią brzmienia, spowalnia oddech i łagodzi bicie serca. Podobnie jak operator Tomasz Augustynek maluje światłem twarze, emocje i krajobrazy, tak Lucewicz zabarwia przestrzeń obrazu dźwiękami, które mają swoje odcienie i kształty. Wzajemna zależność warstwy wizualnej i brzmieniowej jest zresztą w filmie Michała Gazdy bardzo istotna. Kompozytor z niezwykłą wrażliwością wyczuł klimat historii, w odpowiednich momentach nasycając muzykę liryzmem, dramatyzmem, humorem czy folklorem.

Ten ostatni element ma swoje szczególne znaczenie ze względu na czas i miejsce akcji. Wszak większość wydarzeń toczy się się na wsi i w małym miasteczku Radoliszki w latach 30. XX wieku, kiedy to ludowość była jeszcze naturalnym przejawem życia na prowincji. Świetnym pomysłem było więc wplecenie w ilustrację instrumentalną kilku ludowych pieśni z regionu Mazowsza, wykonywanych na tradycyjnych instrumentach. Tę część ścieżki dźwiękowej, we współpracy z Lucewiczem i Gazdą, zrealizowała grupa SVAHY (Patrycja Cywińska-Gacka, Ewa Pater i Małgorzata Żurańska-Wilkowska). Inspirując się przyśpiewkami, które rozbrzmiewały niegdyś w chłopskich chatach (artystki korzystały m.in. z zapisków Oskara Kolberga, wybitnego polskiego etnografa), SVAHY stworzyły trzy utwory, doskonale wpisujące się w atmosferę wydarzeń. Najbardziej poruszyła mnie kompozycja, która pojawia się w scenie wypadku, kiedy to obserwując, jak bohaterowie zmierzają ku nieuchronnemu nieszczęściu, najpierw słyszymy zawodzące głosy w pieśni Zieziula, a po chwili zanurzamy się w przejmującym brzmieniu smyczków.

Takich momentów, w których muzyka zwielokrotnia emocje, jest w Znachorze wiele. Paweł Lucewicz osiągnął ten efekt, w różnym stopniu wykorzystując poszczególne sekcje orkiestry. W zależności od charakteru scen, zilustrował je delikatnym solo fortepianu, wzruszającym brzmieniem wiolonczeli albo szorstkim dźwiękiem skrzypiec. Te subtelne fragmenty płynnie rozwinął w bogate kompozycje, poszerzając przestrzeń kadrów, intensyfikując przeżycia i czyniąc z historii doktora Wilczura przepiękną i wzruszającą opowieść. Motyw Marysi zaś jest jednym z najurokliwszych filmowych tematów, jakie usłyszałam w tym roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *