VARIA

Pożegnanie z „Filmem”

Właśnie powinnam trzymać w rękach kolejny numer magazynu „Film”. Niestety, jeśli wierzyć oświadczeniu wydawcy, długo będziemy musieli czekać na przywrócenie tytułu, o ile w ogóle kiedyś będzie to możliwe. Z przykrością odebrałam informację o zaprzestaniu wydawania czasopisma „Film”. Żal tytułu, który istniał na rynku prasowym od 1946 roku. Wartość treści publikowanych w piśmie nie zawsze była zadowalająca. Październik zeszłego roku przyniósł jednak nadzieję – redaktorem naczelnym został Tomasz Raczek. Jego nazwisko miało być – i dla wielu było – gwarancją sukcesu i powrotu pisma do formy. Zmiany wprowadzane były stopniowo – od nazwisk autorów tekstów po szatę graficzną i układ treści. Wszystko zmierzało ku dobremu. Promocja „Filmu” w mediach, w tym położenie dużego nacisku na jego obecność w Internecie (strona www i profil na Facebooku), obiecywała poprawę statystyk finansowych i tym samym pomyślne zakończenie akcji ratunkowej. Niestety, mimo wzrostu sprzedaży – według oficyny wydawniczej – pismo nadal przynosiło straty. Podjęto zatem decyzję o rozwiązaniu redakcji i zamknięciu tytułu.

„Kino” czytam, ale nie jest to łatwa lektura. Odkryłam ostatnio „EKRANy” i temu pismu poświęcę osobny artykuł. Jest jeszcze „Kwartalnik Filmowy”, choć jego objętość, cena i wysoki poziom analizy nie zachęcają przeciętnego kinomana do prenumeraty. Publikowane są w nim teksty dla filmoznawców, studentów kierunków filmowych i dla prawdziwych zapaleńców, którzy nie tylko oglądają filmy, ale też chcą o nich profesjonalnie pisać. Pozycja warta uwagi, ale trudna. Jest jeszcze kilka innych tytułów, wyłącznie dla ludzi z branży filmowej o wąskich specjalizacjach. 

„Film” był pozycją bardzo wygodną – prezentował recenzje najbliższych premier, komentował najważniejsze filmowe wydarzenia i prostym językiem mówił o współczesnym kinie. Dla „szarego” kinomana, żądnego nowych tytułów i nazwisk aktorów, to wystarczało. Głębokie analizy filmoznawcze nie były potrzebne licealistom (przynajmniej ja ich nie potrzebowałam, gdy wiele lat temu czytałam recenzje w „Filmie”) ani ludziom, którzy po prostu lubili oglądać filmy. Chodziło raczej o to, by dowiedzieć się, co grają, kto w tym gra i ewentualnie by zapoznać się z jakimś motywem filmowym, aktualnym w danym momencie. Do tego dochodziły względy estetyczne, gdy obok artykułu pojawiały się zdjęcia ulubionych aktorów. Nie chcę w tym miejscu deprymować wartości merytorycznej „Filmu”. Pismo prezentowało określony profil i dzięki temu miało szansę trafiać do szerszego grona odbiorców – miłośników kina.
Coś się jednak wydarzyło i liczba odbiorów okazała się niewystarczająca. Z pewnością wpływ na taki stan rzeczy ma rosnąca popularność internetowych serwisów filmowych i blogów. Recenzje filmów spotkać można wszędzie – od portali typu stopklatka.pl przez onet.pl po blogi gimnazjalistów. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jakość większości tekstów publikowanych w Internecie pozostawia wiele do życzenia. Formułowanie własnych opinii na temat obejrzanego filmu nie jest jeszcze przejawem profesjonalnej krytyki filmowej (zaznaczam, że moje artykuły nie zamierzają nawet aspirować do takiej formy; po prostu nie mam przygotowania, które mogłoby mnie uczynić prawdziwym krytykiem). Dla „Filmu” jednak zazwyczaj pisali ludzie, za którymi przemawiało doświadczenie i znajomość tematu.
Nie wiadomo właściwie, dlaczego redakcja została rozwiązana. Dlaczego nie przesunięto siły ciężkości na wydanie elektroniczne. Koszty drastycznie by zmalały, a chęć korzystania z numerów wirtualnych mogłaby być dużo większa niż z drukowanych egzemplarzy. Pismo miałoby więc swoją kontynuację. Zastanawia mnie też fakt, iż oba wydarzenia – zatrudnienie Tomasza Raczka i decyzja o zamknięciu pisma – miały miejsce w tak krótkim czasie (9 miesięcy). Czy można było oczekiwać, że da się tak gwałtownie podbić sprzedaż na przestrzeni niecałego roku? Nie znam się na ekonomii i obce mi są prawa rynku, więc być może na te pytania znaleźć można proste odpowiedzi. Dla mnie jednak – jako przeciętnego czytelnika – nagłe zniknięcie tytułu jest co najmniej dziwne.
Trzeba trzymać kciuki za „Film” i jego redakcję. Mam nadzieję, że powróci i znowu zdobędzie dużą popularność, co z kolei przełoży się na zyski i możliwość ponownego zaistnienia na rynku czasopism.
A oto pożegnanie z czytelnikami, które zamieszczone zostało w ostatnim numerze „Filmu” (dostępne również TU).

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *