NIE TYLKO FILM

GŁOSEM WYRAZIĆ EMOCJE | ROZMOWA Z SZYMONEM RONĄ

Śpiewał w zespole rockowym, chciał zostać aktorem teatralnym, a trafił na scenę operową. I dobrze się stało, bo dzięki temu może łączyć obie pasje – aktorstwo i śpiew.

W spektaklu otwierającym 28. Bydgoski Festiwal Operowy śpiewający tenorem lirycznym Szymon Rona zachwycił publiczność i krytyków rolą Młodego Fausta w dziele Charlesa Gounoda. W rozmowie opowiedział o tym, jak przygotowuje się do roli i dlaczego chce bronić swojego bohatera.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z operą?

Śpiewać tak zwaną emisją klasyczną zacząłem się uczyć trochę z przypadku. Od najmłodszych lat fascynowało mnie aktorstwo, dlatego marzyłem o tym, żeby rozpocząć naukę na wydziale aktorskim w którejś z polskich akademii teatralnych. Mimo kilku prób nie udało mi się do żadnej dostać, a równolegle, chcąc podszkolić swój surowy wokal (śpiewałem w zespole rockowym) pod kątem egzaminów do szkoły teatralnej, trafiłem na korepetycje do jednego z asystentów bydgoskiej Akademii Muzycznej. Człowiek ten stwierdził, że mam warunki głosowe, żeby śpiewać w operze i zaczął namawiać mnie na studia. Po pierwszym roku nauki na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Bydgoszczy pokochałem operę i śpiewanie. Współpracę solistyczną z Operą Nova zacząłem jeszcze na IV roku studiów, a po obronionym dyplomie magisterskim zostałem przyjęty na etat solisty.

Czym jest dla Ciebie opera?

To możliwość poruszania widzów za pomocą emocji wyrażonych głosem. I to nie jednego ich rodzaju, a całego zakresu przeżyć, których doświadczają bohaterowie z różnych epok i miejsc. Głos wybrzmiewający na tle muzyki orkiestrowej to istota opery jako sztuki. Cieszę się jednak, że jest ona syntezą wielu sztuk i dzięki temu mam możliwość łączenia w niej kilku moich pasji: wokalnej, muzycznej, aktorskiej oraz tanecznej. Zwłaszcza w produkcjach operetkowych czy musicalowych wykorzystuję umiejętności zyskane przez 10 lat treningów sportowego tańca towarzyskiego.

W jaki sposób przygotowujesz się do roli?

Oczywiście zazwyczaj rozpoczynam od libretta – przeczytania go, poznania treści, zrozumienia mojego bohatera i całej historii. Jeśli są to dzieła w obcym języku, np. włoskim czy francuskim, to muszę najpierw poznać przekład, nauczyć się wymowy, melodii słów i zdań czy akcentów. Poznając tekst, jednocześnie zapoznaję się z partyturą i swoją partią wokalną, czyli całym materiałem nutowym. Na tym etapie niezwykle pomocna jest współpraca z korepetytorem, czyli takim pianistą/trenerem wokalnym, który przygotowuje mnie do wykonywania poszczególnych fraz w taki sposób, żeby brzmiały poprawnie stylistycznie i w zgodzie z tzw. tradycją wykonawczą. Pracujemy razem nad interpretacją muzyczną partii i brzmieniem głosu.

Od samego początku staram się budować też samą postać, zrozumieć ją, odczytać jej emocje i charakter, motywacje czy relacje z innymi bohaterami sztuki. Te wszystkie elementy opracowuję właściwie jednocześnie, chociaż na pewno praca nad warstwą wokalną jest najbardziej czasochłonna i wymagająca. Często myślę też o tym, jak moja postać mogłaby się poruszać. Zwłaszcza przy mniejszych czy komediowych rolach lubię nadać moim postaciom charakterystyczne ruchy. Później ta moja wizja zderza się z koncepcjami dyrygenta, reżysera czy choreografa, z czego wyłania się wspólny kształt.

Czy w przypadku klasycznych dzieł, które miały już wiele wcześniejszych realizacji, starasz się dotrzeć do nagrań, aby zobaczyć, jak inni artyści poradzili sobie z rolą?

Czasem oglądam wcześniejsze wykonania, aby sprawdzić, jaki pomysł na rolę mieli inni śpiewacy lub reżyserzy, jakie rozwiązania mi się podobają, a co zrobiłbym inaczej. Zawsze jednak zależy mi na tym, by bohater był rzeczywiście „mój”, żeby jego kreacja była wyjątkowa nie tylko ze względu na podejście reżysera, ale też by była spełnieniem mojej wizji postaci.

W ciągu ośmiu lat swojej kariery wystąpiłeś już w niemal 30 rolach – mniejszych lub większych, ale zawsze stawiających Cię przed nowymi wyzwaniami. Praca nad którą postacią wymagała od Ciebie najwięcej wysiłku?

Najbardziej czasochłonną i jedną z najtrudniejszych do przygotowania była partia Nemorina w Napoju miłosnym Gaetano Donizettiego. Sama nauka materiału nutowego i dopracowanie trudnej partii wokalnej zajęły mi bardzo dużo czasu. Włoscy kompozytorzy okresu belcanta lubili rozbudowywać wszelkie sceny zbiorowe, ensamble, cody i finały, więc samych nut do nauki jest o wiele, wiele więcej niż w późniejszych operach. Dodatkowo nie uczestniczyłem w przygotowaniach do premiery tego spektaklu, która miała miejsce w 2009 roku, ale musiałem w niego „wejść”, mówiąc żargonem operowym, gdy znajdował się już w repertuarze bydgoskiej opery. Jest to sytuacja o wiele trudniejsza, niż przejście całego cyklu prób do premiery z udziałem reżysera. Nie ma tyle czasu na zbudowanie i dojrzewanie postaci i trzeba się trochę wpasować jako ciało obce do istniejącego i funkcjonującego już świata. Do tego inscenizacja śp. Krzysztofa Nazara jest bardzo żywa i wymagająca kondycyjnie, co przy trudnych partiach wokalnych jest nie lada wyzwaniem dla śpiewaków.

A która z dotychczasowych ról podoba Ci się najbardziej?

Tutaj na równi postawiłbym właśnie Nemorina w Napoju miłosnym oraz Fausta. Odgrywanie postaci Nemorina, nieszczęśliwie zakochanego, prostego chłopaka, który myśląc, że posiadł magiczny napój miłosny, oszukany upija się zwykłym winem, sprawia mi nie lada frajdę. Tu mogę wykorzystać predyspozycje komiczne, ale również „wypłakać się” w przepięknej arii Una furtiva lagrima. Do tego połączenie wymagającej partii wokalnej z żywiołową inscenizacją daje mi olbrzymią satysfakcję i poczucie spełnienia zawodowego.

Faust natomiast to ziszczenie moich marzeń o głównej roli w operze seria (poważnej). Śpiewanie w tym dziele dramatycznych, emocjonalnych fraz działa na mnie oczyszczająco, wręcz terapeutycznie. Do tego wykonanie arii Fausta z III aktu (Salut! Demeure chaste et pure) na scenie z orkiestrą to marzenie chyba każdego tenora.

Bohater opery Gounoda jest postacią tragiczną, poszukującą miłości, a jednocześnie zwiedzioną przez złe siły. Czy możemy bronić Fausta, zwłaszcza w kontekście jego zachowania wobec Małgorzaty?

Zależało mi na tym, żeby pokazać, że choć Faust postąpił źle, oddając swój los w ręce Mefistofelesa, to jego miłość do Małgorzaty była szczera i głęboka. Nie można usprawiedliwić tego, że porzucił on ukochaną kobietę będącą w ciąży, ale wielu ludzi jest z natury słabych, grzesznych i ulega pokusom. Co więcej, w naszej realizacji opery Charlesa Gounoda pomijamy fragment Nocy Walpurgii (Faust tańczy w niej z młodą wiedźmą – często ta scena, zawarta w libretcie, jest interpretowana przez twórców spektakli jako orgia zainscenizowana przez Mefista dla odmłodzonego doktora), dzięki temu łatwiej Fausta wybielić i mu wybaczyć.

W naszym przedstawieniu uczucie Fausta do Małgorzaty jest autentyczne, a im bardziej widz w nie uwierzy, tym bardziej dramatycznie wybrzmiewają późniejsze wydarzenia. Finał spektaklu jeszcze mocniej podkreśla tragizm mojego bohatera. Nasz Faust zostaje potępiony mimo wyrzutów sumienia i próby naprawienia swoich błędów. Inaczej niż u Goethego, gdzie oboje z Małgorzatą zostają zbawieni. Librecista z kolei pozostawia kwestię Fausta nierozstrzygniętą.

Rzeczywiście, wersja Gounoda i spektakl w reżyserii Pawła Szkotaka różnią się od dzieła Goethego, które jest najbardziej znaną literacką wersją tej historii. Czy sięgałeś po ten utwór podczas przygotowań do roli?

Zacząłem czytać tekst Goethego i w pewnym sensie pomogło mi to w kreowaniu mojego bohatera. Głównie jednak skupiałem się na tekście libretta i na wskazówkach reżysera, który zawarł w swojej inscenizacji kilka odniesień do utworu niemieckiego poety.

Debiut w roli Fausta to Twój niewątpliwy sukces, co potwierdzają świetne recenzje. Czy myślisz, że może to przełożyć się jakoś na dalszy rozwój Twojej kariery?

Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, chociaż tak, usłyszałem wiele pochlebnych wypowiedzi po premierze od poważanych w środowisku muzycznym osób. Zobaczymy, co czas przyniesie. Ja jestem dobrej myśli i czekam na nowe wyzwania.

Skoro tak, to spróbuj przez chwilę spojrzeć w przyszłość i powiedz, na jakiej światowej scenie operowej i w jakiej wymarzonej roli widzisz siebie za kilka lub kilkanaście lat?

Oczywiście najbardziej chciałbym wystąpić kiedyś na jednej z trzech największych scen operowych świata: w teatrze La Scala w Mediolanie, Royal Opera House w Londynie czy Metropolitan Opera w Nowym Jorku. To chyba marzenie każdego śpiewaka operowego, a znam osobiście takich, którzy to marzenie spełnili, więc kto wie? Jeżeli chodzi o wymarzone role, to zawsze chciałem zaśpiewać Cavaradossiego w Tosce Giacomo Pucciniego i Cania w Pajacach Ruggero Leoncavallo. Mimo że nie są to partie na tenor liryczny, to w operze najbardziej kocham weryzm, a nigdy nie wiadomo, w którą stronę głos w przyszłości się rozwinie.

Zatem takich scen i takich ról życzę Ci na przyszłość. A tymczasem trzymam kciuki za Twoje występy na scenie bydgoskiej Opery Nova, gdzie możemy Cię zobaczyć w kolejnych spektaklach Fausta i…

W najbliższych miesiącach będzie można mnie usłyszeć w Księżniczce czardasza, Strasznym dworze, Zemście nietoperza czy Cosi fan tutte. Serdecznie zapraszam do Opery Nova w Bydgoszczy.

O bydgoskim spektaklu Faust w reżyserii Pawła Szkotaka piszę na stronie PrestoPortal.pl.

[Na zdjęciach: premiera Fausta w Operze Nova w Bydgoszczy; fot. Andrzej Makowski]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *